Podróże Rudzimira „Upsik” Tollewaffe część VIII

Powrócili nasi „dzielni myśliwi” z polowania.
Wszyscy śmierdzący krwią i śmiercią. W sakwach pełnych świeżego sowoniedźwiedziowego mięsa gotowi na turniej kuchmistrzowski pierwszej klasy.
Nie znam się na kucharzeniu więc nie wiem ani o czym gadali ani jakie cuda nad kociołkami i patelniami wyprawiali. Ważne że zapachy smakowite wypełniły calusieńką karczmę.
Zarówno Pichcik jak i drakonid smakowite przysmaki przygotowali. Oj smakowite. Aż by się chciało jeść, jeść i nie przestawać.
Werdykt był naprawdę trudny, naprawdę trudny. Nie łatwo było wybrać lepsze z dań. Każde miało swoje zalety a wad niewiele. Jednak to co przygotował Pichcik mojemu podniebieniu bardziej przypasowało. U pozostałych sędziów również Pichcikowe smakołyki zwycięstwo dostały.
Oj smakowity był to wieczór i za dnia i z wieczora.
Przygrywał nam przy tym Vankar który dokonawszy jakiejś diabelskiej sztuczki w kobietę całkiem przyjemną dla oka się przemienił i muzyką dzień umilał.

Z pełnym brzuchem i umysłem w pysznej melodyjnej mgiełce łatwiej było decyzję podjąć.
W samotni pokoju postanowiłem wyrazić zgodę na pakt z demonicznym seniorem.
Buchnęły ognie, siarką zapachniało wszem i pojawiła się demoniczna łapa która w ognie, i siarki mnie porwała i tam pakt na pergaminie spisany podpisałem.
Jako nagrodę zażądałem od demona jeno by mnie najwspanialszym i największym z wynalazców po tej ziemi chodzących uczynił.
I tak się stało. W dłoni mej pojawiła się wspaniała księga w której powstać mogły najbardziej wymyślne i cudaczne wynalazki jakie tylko mi do głowy przyjdą a które dzięki wymysłowi memu i sprytowi będę mógł uczynić. Jedyny mankament cudnego tego wynalazku miałby być taki, że życie ludzkie w zamian za działanie swoje może odbierać. Cóż, wszystko ma swoją cenę. Zobaczymy jak będzie, może czasem trzeba będzie czyjeś życie poświęcić dla większego dobra, aby coś dobrego i znacznego dokonać.

Rankiem, jak my już mieliśmy wyruszać to drakonid zaproponował nam swoje usługi jako druh i towarzysz. Pomysł może i zdatny do rozważenia. Wilk jednak zaproponował aby nowy nasz kamrat wykazał się siłą, walki umiejętnością i sprytem. Innymi słowy, żeby do pojedynku stanął aby swoje zdolności nam zademonstrować.

Dodatkowo, jakie było moje zaskoczenie, kiedy do karczmy wszedł młodzieniec którego niedalej jak dwa dni temu uratowałem z rąk łowców niewolników. On również o dołączenie do trupy naszej poprosił. A Wilk i jemu zaproponował aby do pojedynku stanął. Ja jednak widząc w nim inne przymioty nakazałem mu w tajemnicy inny test. Aby skradł i dostarczył mi flecik Vankara. Być może mu się uda, a jak nie to i tak nielada zabawa mnie czeka przy próbowaniu przez niego wykonania zadania.
Jego dziwny strój i kolor skóry sugerują, że daleką drogę przebył… być może ma zręczne dłonie, a jak nie to może inne przymioty pokaże. Aż jestem ciekawy co przyszłość przyniesie…

Kurcze, czy to dziwne że tęskno mi troszkę za Gimgarem?