Podróże Rudzimira „Upsik” Tollewaffe część XI

Długo nie wracali. Zarówno Fafer jak i Vankar zdecydowanie za długo nie wracali.
Wprawdzie byliśmy jak najlepszych myśli ale wiadomo, że nawet jak jest się bardzo dobrych myśli to coś może naprawdę bardzo pójść nie tak. Wręcz wszystko może się zawalić i spaść na głowę w zupełnie niespodziewany sposób.
I tak się oczywiście stało. Z dołu zaczęły dochodzić bardzo niepokojące dźwięki, coś jakby walnięcie gromu w małej, ciasnej przestrzeni.
Chcąc nie chcąc ruszyliśmy im na pomoc. Nie ważne co się stanie, trzeba ich ratować, nawet jeżeli to z własnej winy wpakowali się w tę całą kabałę.
Zdążyliśmy zaledwie zejść na dół kiedy grom uderzył ponownie i ponownie. U wylotu tunelu pojawił się Vankar z Faferem a za nimi wyłoniła się wściekła Banshee.
Vankar zdążył jedynie wrzasnąć żebyśmy uciekali, co bez wahania zrobiliśmy. Rzuciliśmy się do drabiny którą dopiero co zeszliśmy na dół i zaczęliśmy się wspinać jak oszaleli.
Banshee wyła i wrzeszczała. Starała się nas ogłuszyć i tym samym uniemożliwić ucieczkę.
Biednego Durthorna dopadło jak był dość wysoko na drabince. Spadł z dość dużej wysokości i padł jak martwy. Dobrze że udało mi się go wlewitować na powierzchnię. Myślę że dzięki temu udało mi się uratować mu życie. Bez tego ani chybi dopadła by go paskuda i permanentnie pozbawiła życia.
Za wiele się działo. To była naprawdę ucieczka na śmierć i życie. Potem padł Wilk. Na szczęscie nie śmiertelnie. Był jeno solidnie pogruchotany ale żywy choć nieprzytomny. Na szczęście i jego udało mi się wydostać z tunelu za pomocą lewitacji. Dzięki smokowcowi miałem już pewną praktykę no i Wilk był zdecydowanie lżejszy od Durthorna. Udało się ich obu wydostać i ocucić więc wszystko się udało.

Na szczęście wszyscy przeżyli. No jakże mogłoby być inaczej. Nie było tak naprawdę innego wyjścia. Jakby komuś z nich coś się stało pewnie prędzej czy później ruszylibyśmy pod bramy piekła aby wydostać z niego duszę poległego i przywrócić do naszej drużyny.

Po takiej przygodzie noc minęła szybko i na szczęście bez niespodzianek a z rana wyruszyliśmy w dalszą drogę.
Wilk skontaktował się z Gimgarem który, jak się okazało znajduje się wciąż na innym planie egzystencji, w Mieście Drzwi. Miejmy nadzieję że nie będzie nic kombinował na własną rękę zanim nie znajdziemy sposobu aby go stamtąd wydostać. Przez chwilę miałem nadzieję że moja nowa cudowna książeczka pomoże mi zbudowaniu/wymyśleniu jakiegoś urządzenia które pomoże nam się tam dostać, ale jak na razie nic z tego. Księga może potężna i magiczna, ale nie pomogła mi jak na razie. Może pomoże później w inny sposób. Ale jeszcze nie teraz. Tak przynajmniej wiemy gdzie jest i nie jest to miejsce zupełnie anonimowe i nieznane. Więc nasze i jego szanse się zwiększają. No a poza tym ja mam Rakshasę do znalezienia… kurcze.
Którejś kolejnej nocy Durthorn podczas nocnej warty znalazł dość specyficzną roślinę. Jej właściwości muszą być niezwykłe, zwłaszcza jak jest wkopana w ziemię. Tworzy iluzyjne obrazy samej siebie dookoła na polanie. Musi być to całkiem niezwykłe. Szkoda że nie udało mi się tego zobaczyć.
No ale i sama roślina ma wiele cudownych właściwości które, miejmy nadzieje w dobry sposób uda mi się wykorzystać. Z łodygi będę mógł zrobić miksturę znieczulającą ból, z płatków i kwiatostanu coś co każdemu pomoże zapaść w sen a z samych zarodników łagodny ale ciekawy halucynogen. Każdej z mikstur powinno się udać zrobić około 8 porcji. Co może być w swoim czasie przydatne. Mam nadzieje że nie wyjdzie mi jedno wielkie UPS i nie spieprzę samej ekstrakcji.

Kolejna noc była dla niektórych delikatnie mówiąc stresująca. Najpierw w lesie znaleźliśmy naprawdę duży kokon z którego wykluł się wyjątkowo duży i na pewno mało przyjemny pająk a potem spaliśmy w brudnej, wilgotnej i mało zachęcającej lepiance. Niektórzy chyba obawiali się, że nie tylko my możemy chcieć tam się przespać, ale też jakiś większy i niekoniecznie przyjemny pająk. Na szczęście dla mnie przespałem całą noc jak niemowlę więc nie wiem czy tak było. Może całą noc walczyli z ośmionogimi monstrami, ale ponieważ mnie nie obudzili, znaczy to, że nie było aż tak niebezpiecznie i nie potrzebowali prawdziwego wojownika 🙂 a ja złapałem kilka cennych godzin dobrego snu.
Rano ruszyliśmy w dalszą drogę, a po kilku kolejnych dniach podróży zbliżyliśmy się do kolejnego miasta, do Achnur.