Żal

Jest jak wata. Z pozoru ciepła, przyjazna, miękka i puchata. Nie ma koloru, nie potrzebuje go. Jest przeźroczyste niczym szkło. Widać przez nie wszystko co się straciło. Otula, wtyka się w każdą najmniejszą szczelinę dając złudne poczucie bezpieczeństwa. Ale tylko na chwilę.
Zdawać się może że gdy się pojawia to daje szansę na lepsze. Na naprawę, odbudowanie, odzyskanie. Lecz on nie po to przychodzi. Ma swój cel.
Czy pojawia się gdy coś się nie udało i ponosisz stratę? Czy może raczej wtedy gdy zdajemy sobie sprawę, że weszliśmy na ścieżkę z której nie ma już odwrotu, z której już nie możemy zejść i pozostaje ci tylko iść dalej, prosto? Do raz wybranego przez siebie celu.
A może pojawia się wtedy kiedy chcemy naprawić wszystko złe co zdarzyło się. Nie po to żeby mieć drugą szansę, aby tym razem móc dobrze wybrać. Też nie po to, żeby poczuć się lepiej i oczyścić sumienie. Nawet nie po to żeby odzyskać co straciliśmy, chociaż bardzo byśmy tego chcieli. Przychodzi po to, żeby móc spojrzeć w oczy złu które wyrządziliśmy, abyśmy mogli powiedzieć PRZEPRASZAM i zostać wysłuchanym.
A jak się to nie uda? Odejdzie? Zniknie w końcu? Zostawi nas w spokoju? Pozwoli na nowo normalnie żyć?
Żal w człowieku pozostaje. Nigdy nie odejdzie, z czasem narasta i narasta, wypełniając całym sobą nasze wnętrze. Zajmuje każdą wolną przestrzeń, miejsce na radość, szczęście, smutek i łzy.
Odbiera wszystkie kolory życia, jedna za drugą barwy blaknął, płowieją, z jasnych zamieniają się w szare, bezbarwne cienie. Odbiera chęć do życia, smak i dech.
Pozostawia po człowieku pustą skorupę, nieruchome ciało wypełnione sobą,  pełne siebie. Ciało napuchnięte żalem jak wyrzucony na brzeg topielec. Martwy, nikomu nie potrzebny.
Cichy zabójca