Poszukiwania Vankara zakończyły się szybciej niż się zaczęły. I to wcale nie dlatego, że tak szybko się znalazł. Wilk stwierdził i w sumie ja poniekąd się z nim zgodziłem, że gdyby nasz satyr miał jakieś problemy to zapewne sam by się z nich wykaraskał a jakby były one naprawdę poważne, to poczynił by takie szkody, że nie zostałby kamień na kamieniu.
Rozwiązawszy więc ten problem wróciliśmy na festyn do cyrku aby dalej się bawić. Bądź co bądź kolejna taka okazja będzie najwcześniej za miesiąc a i wtedy nie ma pewności że natkniemy się na cyrk Ekidny.
Zanim jednak dotarliśmy na teren festynu podeszliśmy do pobliskiego sierocińca aby podzielić się z jego mieszkańcami nadmiarem słodyczy których spory zapas wciąż targa ze sobą Wilk. Dzieciaków akurat nie było więc zostawiliśmy sporą ich porcję pod opieką zajmującego się nimi kapłana.
Lżejsi o parę kilo słodkości ruszyliśmy dalej.
Przed nami stały otworem kolejne atrakcje. Herold ogłosił między innymi turniej łuczniczy, wielkie zawody w ujeżdżaniu świni oraz loteria. Jedno lepsze od drugiego, każde kusi całą czwórką wiedzieliśmy że żadnej z nich nie odpuścimy. Przed nami wspaniała zabawa a może przy okazji któremuś z nas się poszczęści i coś wygramy.
Jednak zanim dotarłem na pierwszą z wybranych atrakcji usłyszałem o wspaniałym pokazie techniki – turniej szachowy z niezwykłą maszyną która miała pokonać każdego. Niby nic specjalnego, ale jak usłyszałem, że ta maszyna jest tak niezwykła, że nawet gnomy nie zbudowały by wspanialszej i doskonalszej to wiedziałem że muszę się przekonać na żywo co się za tym kryje.
I faktycznie wewnątrz namiotu na niewielkim pieńku stała szachownica przed którą stała dziwna plątanina metalu i drewna. Maszyna nijak nie była połączona z szachownicą ale w jakiś sposób, zapewne według twórców super-duper magiczno-technologiczny poruszała pionami.
Cóż, nie było innego wyjścia jak spróbować zagrać w ich grę. Tylko tak mogłem się przekonać na jakiej zasadzie to działa i czy nie jest to jakieś szachrajstwo.
Pierwszą partię wygrałem ale nie dostrzegłem nic niezwykłego, drugą przegrałem i wciąż nic nie wiedziałem. Ale podczas trzeciej udało mi się dowiedzieć na jakiej zasadzie działa ta cała maszyneria. Żadna to maszyna ale zwykły magnetyzm.
Wewnątrz pniaka był ukryty krasnolud który po prostu był dobry w szachy a dzięki namagnetyzowanym pionom i metalowej szachownicy wykonywał swoje ruchy w odpowiedzi na moje. Oszustwo czystej wody
Zanim ujawniłem oszustwo Fafer postanowił spróbować swoich sił. Chcąc się zabawić i jednocześnie ujawnić oszustwo poprosiłem Fafera, żeby zanim zasiądzie do partii szachów zdjął z siebie „Antykrasnoludzką, zabójczą aurę” którą zazwyczaj na siebie nakłada co ranka. Tyle wystarczyło. Z pniaka jak wystrzelony z procy wyleciał krasnolud piszcząc w niebogłosy że nie na taką zabawę się umawiał. Cóż, oszustwo ujawnione, pieniądze odzyskane a gnomi honor uratowany. Nikt nie będzie sobie gęby wycierał twierdząc, że gnomy nie są najlepszymi budowniczymi, wynalazcami i konstruktorami.
Turniej łuczniczy. Ach ten turniej łuczniczy. Fenomen. Durthorn zamiast w tarczę trafiał w okolicznych wieśniaków więc nie dość że dostał zakaz dalszego strzelania to pod koniec dnia (ja się póżniej okazało) otrzymał wezwanie do zapłacenia mandatu i odszkodowania dla trafionych biedaków. Dodatkową stratą i ofiarą Durthornowego strzelania okazała się jeden ze świńskich wierzchowców w turnieju ujeżdżania świń. Coż, niestety ta jedna już nie pobiega i szybciej niż jej kuzynki skończy jako kiełbasa. A Wilk upolował wiewiórkę. Nie wiem czym ona sobie na to zasłużyła, ale stało się. Straciła życie od Wilkowej strzały. Z
Mi w turnieju poszło całkiem dobrze, zdobyłem całe 18 punktów, lecz raczej nie przewiduje że będę najlepszy. Zobaczymy później. Wyniki mają być ogłoszone pod wieczór.
Aby wziąć udział w loterii wystarczyło zapłacić, kupić los i czekać który numerek zostanie wylosowany jak zapadnie zmierzch. Mój numer to 87. Może mi się poszczęści? Oby. Lubię wygrywać, chociaż jeszcze bardziej podoba mi się sama rywalizacja i dobra zabawa jaka temu towarzyszy. Samo zwycięstwo jest taką wisienką na torcie, ale sam tort też jest pycha.
Kolejną atrakcją którą zaliczyliśmy było ujeżdżanie świni. Wilk poszalał, mi nawet jeszcze lepiej ale Fafer. O kurcze, ten to poszalał. Trudno do końca powiedzieć czy to zasługa jego umiejętności czy też motywacji jaką Wilk mu zaserwował. Za dobrą jazdę obiecał Faferowi lizaka. I to wystarczyło. To świnia padła ze zmęczenia a nie Fafer z niej spadł. Myślę że wygraną ma jak w banku. No chyba że ktoś się przyklei do świni. To chyba jedyna opcja żeby Fafer przegrał tę konkurencję.
Acha, warto zapamiętać – jak się obiecuje Faferowi lizaka to lepiej mu go dać. Jak się tego nie zrobi lub tylko zażartuje że się nie da to może to się skończyć źle.
W międzyczasie postanowiliśmy spróbować swoich sił (hehe i to dosłownie) w siłowaniu się na rękę.
Nie będę ukrywał, że troszkę oszukałem i użyłem swojej zbroi którą kilka dni wcześniej nasyciłem mocą siły. Ale jeżeli moją siłą jest mój intelekt to czy użycie go w pojedynku siły jest oszustwem? Chyba nie.
Turniej był całkiem fajny i ciekawy. W pierwszym turze Durthorn wygrał z Wilkiem a ja z żylastym staruszkiem. W drugiej turze ja przegrałem z plującym, wściekłym półorkiem a Durthorn przegrał też z pijanym grubym chłopem, który tuż po wygranej zaliczył zgona zarzygująć wszystko wokół. Dzięki temu Durthorn załapał się na finał w którym zmierzył się z rosłym krasnoludem. Pięknie walczył, trzeba mu to przyznać, ale niestety krasnolud wygrał. Ale i tak miło było popatrzeć.
Ech, dzień minął całkiem przyjemnie. Oczekując na ogłoszenie wyników zawodów bawiliśmy się, tańczyliśmy, objadaliśmy. Ech, super było.
Na koniec okazało się, że największym wygranym okazał się Fafer. Po pierwsze wygrał 10 wspaniałych strzał w turnieju łuczniczym. Potem wygrał pyszną skórę dzika w turnieju ujeżdżania świni a na koniec okazał się także wielkim zwycięzcom loterii gdzie zdobył piękną srebrną statuetkę kruka. Ani chybi magiczną – chowaniec który może wykonywać drobne polecenia, pilnować, szpiegować i robić wiele, wiele innych wspaniałych rzeczy. Myślę że może nam się przydać.
Reszta wieczoru i nocy upłynęła nam na fantastycznej zabawie. Wszyscy bawili się wokół kapliczki Chantey, wokół której odbył się wspaniały rytuał który zakończył się czymś co używając delikatnych słów można by nazwać orgią.
Ranek przywitał mnie bólem głowy, obolałymi kośćmi i zmęczeniem. Obudziłem się leżąc na kilku beczkach. Nie polecam, chociaż zapewne kiedy się kładłem wydawały mi się one najwspanialszym leżem na świecie. Wilk obudził się śpiąc w beczce (nie wiem jak on się wcisnął do niej w pełnej zbroi). Ale wyglądał naprawdę uroczo.
W najlepszym towarzystwie obudził się Fafer. Spał wprawdzie wprost na ziemi, ale za to pod dwiema nagimi, całkiem hożymi i hojnie obdarzonymi dziewojami. Może młody ale widać że wariat.
Jedynie Durthorn wyspał się jak należy bo poszedł spać do gospody.
Ranek przyniósł jeszcze jedno odkrycie. Okazało się, że do Bag of Holding Wilka kilka dni temu podczas odpoczynku na trakcie (prawdopodobnie podczas mojej warty) wlazł dzik szukając pożywienia. Niestety ilość powietrza w tym artefakcie jest mocno ograniczona a o ile łatwo do niej wejść to trudno było wyjść. Skończyło się na tym, że dzik nie przeżył i to już kilka, albo kilkanaście dni temu i delikatnie mówiąc zaczął śmierdzieć.
Po tym odkryciu zaczęła się dość ciekawa i gorączkowa dyskusja na temat kto jest większym mordercą? Durthorn który zabił podczas turnieju łuczniczego świnię czy robiący to samo z wiewiórką a przedtem będąc niejako przyczyną śmierci dzika? Jak na razie nie udało nam się tego dylematu roztrzygnąć.
Ponieważ Vankar wciąż się nie odnalazł, Wilk postanowił się z nim skontaktować, ale satyr nie odpowiedział. Nie powiem, zaczęło nas to lekko niepokoić.
Nowinkę miał też dla nas Mowi który oświadczył, że na razie musi albo chce (bo tego do końca nie sprecyzował) zostać w tym mieście, więc przynajmniej jak na razie nie wyruszy z nami w dalszą podróż. Chociaż jak na razie chyba jeszcze nie wiemy gdzie byśmy chcieli dalej wyruszyć.
Dostaliśmy również wiadomość od Gimgara. Całkiem dobrą. Dał nam znać, że znalazł pracę w innym wymiarze i jest ochroniarzem. Troszkę nam ulżyło, raczej lubi co robi, ma za co żyć i w dodatku się nie nudzi.
Jako że po porannej naradzie stwierdziliśmy, że musimy znaleźć Gimgara, postanowiliśmy zrobić rundkę po miejscowych antykwariatach aby znaleźć jakieś książki, opracowania, dzienniki lub przewodniki które mogły by nam pomóc znaleźć drogę do innego wymiaru. W międzyczasie Durthorn postanowił zrobić własne racje żywnościowe dla nas wszystkich. Stwierdził, że tak będzie smaczniej, zdrowiej chociaż niekoniecznie taniej. Ale pomysł jest naprawdę dobry. Lepiej jeść to co wiadomo kto i z czego zrobił niż coś innego.
W pierwszym antykwariacie, w Zwichrzonej Karcie znalazłem dla siebie całkiem ciekawe opracowanie „Wielki atlas roślin szkodliwych i trujących – pióra Aleksandra Wyrwisa spisana w 1175 PWB” nawet niezbyt drogo bo zaledwie za 35 sztuk złota. Myślę że może się przydać.
W drugim antykwariacie, w Kryształowym Piórze nie znaleźliśmy nic ciekawego, zaś w trzecim, w Plamistym Pergaminie znależliśmy za 80 sztuk złota zwój z opracowaniem „Badania głebokiego eteru – pióra Eneariusia Vil’eatha spisana 1010 PWB”. Miejmy nadzieje, ze moja wiedza plus doświadczenie Fafera pozwoli nam coś z niego wyciągnąć i odkryć jak znaleźć wejście do świata gdzie przebywa Gimgar.
W karczmie czekał już na nas Durthorn z masą zakupów żywnościowych z których przygotowywał racje na najbliższe kilka lub kilkanaście dni.
To był męczący dzień. Dużo łażenia plus niewyspanie po zabawie wykończyły nas wszystkich. Przed spaniem jedynie jeszcze popracowałem troszkę nad znalezionym schematem pistoletu na linkę z hakiem. Jeszcze parę godzin pracy i będzie skończony i będę mógł go zacząć budować.
Przed samym zaśnięciem Wilk rzucił na mnie jedno ze swoich zaklęć leczących dzięki któremu wyszła ze mnie spod żeber czerwona kulka. Dość mocno bolało jak ze mnie wychodziło. Według Wilka był to rodzaj guza który umiejscowił się we mnie w okolicach nerek i było całkiem groźne… hmmm. Chyba zawdzięczam Wilkowi życie. Cóż, lubię go więc z przyjemnością mu się jakoś odwdzięczę.
Kolejnego dnia z rana, zanim zasiedliśmy do śniadania, do karczmy wszedł Vankar w dość opłakanym stanie. Wyglądał na wycieńczonego i jego ubranie w wielu miejscach było mocno nadpalone. Jak zwykle niewiele mówił. Rzucił tylko Wilkowi (a potem Wilk rzucił go mnie) dziwny dywan. Po krótkim badaniu okazał się niedokończony latający dywan, dość spory, taki na dwie osoby. Dołączone do niego były narzędzia (igły, nici i inne ustrojstwa) które mogą służyć do jego dokończenia. Problem polega jedynie na tym, że przynajmniej jak na razie jest to poza moim zasięgiem.
W części narzędzi brak tuszu, a co ciekawe igły okazały się być bardzo pokrewnym artefaktem do moich Nasyceń. Tylko jakieś kilkanaście klas wyżej. Zobaczymy. Może za jakiś czas uda mi sie to rozgryźć i dokończyć.
Próbując dowiedzieć się od Vankara gdzie tak naprawdę był spowodowałem jego wybuch. Zaatakował mnie sporą dawką wulgaryzmów, porównując do własnych lub cudzych genitaliów. Nie pozostałem mu dłużny. Na jego wiązankę odpowiedziałem własną dodając do tego solidną dawkę życiowych mądrości, m.in. że jesteśmy drużyną i jako drużyna powinniśmy trzymać się razem.
Chyba nie przyjął tego dobrze. Zamknął się w sobie jeszcze bardziej i poszedł do swojego wozu.
Byłem lekko zdziwiony i zaskoczony faktem, że Wilk przyznał mi rację, że faktycznie powinniśmy się trzymać razem i działać jak drużyna. A naszym priorytetowym zadaniem powinno się teraz stać poszukiwanie Gimgara.
Po wszystkim Wilk opowiedział nam wszystkim jak poznał Gimgara i Vankara, opowieść o Nekromancie, dziwnych relacjach między Vankarem na pewnym magiem. Faktycznie to lekko skomplikowane, ale mimo wszystko nie wyjaśnia czemu Vankar zachowuje się jak dupek.
Po wszystkim próbowaliśmy jeszcze z satyrem porozmawiać, ale niewiele nam to dało. Vaknar nawet nie oderwał oczu od książki. Nie wiem co o nim myśleć… Zobaczymy czy będzie chciał dalej podróżować z nami. Mam nadzieje że tak, bo nawet jak zachowuje się jak buc, to jest to nasz buc i jest częścią naszej drużyny.